Lot Alicante-Marrakech. Na pokładzie mam ze sobą książkę Hakawati. Zagłębiam się w historię Hakawatiego z tureckiego miasta Urfa. Czytam o wielowiekowej tradycji bycia hakawatim – opowiadacza historii. Znużona przeglądam magazyn pokładowy na miesiąc luty. W pewnym momencie natrafiam na artykuł o hakawatich Marrakechu – „Moroccan Tales” ze zdjęciami Stefano Torrione. Lubię takie zbiegi okoliczności.
Tych hakawatich jest siedmiu. Tylu ich do dziś zostało w mieście.
Tym razem szukałam w Marrakechu hakawatich. Szukałam ich na placu, szukałam ich miejsca spotkań, jakim jest kawiarnia znajdująca się nieopodal. Nic. Byli jak fantazma. Po prostu ich nie było. Szukałam ich na początku lutego i byłam tu także pod koniec miesiąca. Nic, jakby snujący opowieści wyparowali z Marrakechu..
Maroko ma tysiące opowieści. Maroko ma nadal swoich hakawatich wędrujących pomiędzy małymi wioskami i miasteczkami. Maroko ma nie tylko takich hakawatich..
Na placu Jemaa el-Fna (pl. Dżemaa el-Fna), pulsującym sercu Marrakechu, a można nawet powiedzieć że centrum turystycznym Maroka, można znaleźć wszystko, ale sztuką jest znaleźć hakawatich..
Plac ten to miejsce na opowiadanie historii. Setki ludzi przetaczające się z jednego jego końca na drugi. Wieczór i wczesna noc to czas na magię. Sprzedawcy wody, zaklinacze węży, wróżki i co kto jeszcze potrafi wpatrzeć lub wymyślić. W tym jednym miejscu.
Setki turystów, tłumy turystów, a mimo to miejsce to nie traci swojego uroku. Jego czar przyciąga zarówno Francuzów, Niemców, jak i Marokańczyków.
Nocą plac wypełniony jest muzyką. Od grup gnawa (typ muzyki), po pojedynczych starczych muzykantów, staruszków i ich tradycyjne instrumenty, wciąż trwających ze swoją ledwo słyszalną piękną muzyką.
Zastanawiam się czy mają oni emeryturę.. i odpowiadam sobie że prawdopodobnie nie.. Warto na nich zwrócić uwagę na tym pełnym wszystkiego placu, na placu Jemaa el-Fna.
A o tradycji hakawatich mówi Prof. Marek Dziekan:
Tych hakawatich jest siedmiu. Tylu ich do dziś zostało w mieście.
Tym razem szukałam w Marrakechu hakawatich. Szukałam ich na placu, szukałam ich miejsca spotkań, jakim jest kawiarnia znajdująca się nieopodal. Nic. Byli jak fantazma. Po prostu ich nie było. Szukałam ich na początku lutego i byłam tu także pod koniec miesiąca. Nic, jakby snujący opowieści wyparowali z Marrakechu..
główny plac Marrakechu nocą - jak zwykle pełen turystów
Na placu Jemaa el-Fna (pl. Dżemaa el-Fna), pulsującym sercu Marrakechu, a można nawet powiedzieć że centrum turystycznym Maroka, można znaleźć wszystko, ale sztuką jest znaleźć hakawatich..
Plac ten to miejsce na opowiadanie historii. Setki ludzi przetaczające się z jednego jego końca na drugi. Wieczór i wczesna noc to czas na magię. Sprzedawcy wody, zaklinacze węży, wróżki i co kto jeszcze potrafi wpatrzeć lub wymyślić. W tym jednym miejscu.
Setki turystów, tłumy turystów, a mimo to miejsce to nie traci swojego uroku. Jego czar przyciąga zarówno Francuzów, Niemców, jak i Marokańczyków.
Nocą plac wypełniony jest muzyką. Od grup gnawa (typ muzyki), po pojedynczych starczych muzykantów, staruszków i ich tradycyjne instrumenty, wciąż trwających ze swoją ledwo słyszalną piękną muzyką.
Zastanawiam się czy mają oni emeryturę.. i odpowiadam sobie że prawdopodobnie nie.. Warto na nich zwrócić uwagę na tym pełnym wszystkiego placu, na placu Jemaa el-Fna.
A o tradycji hakawatich mówi Prof. Marek Dziekan:
___________________________
* w j. polskim nazywany Marrakesz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz