środa, 5 października 2011

Widelec w trawie

Widelec w trawie. Spadl wbijajac sie z zadzwiajaca precyzja w miekki trawnik pod stopami gosci. Goscie poczuli sie nieco zaklopotani, szmerajac szybko podniesli widelec. Przesadzili z jedzeniem. Trzy pelne talerze trzymane w rece kazdej z pan byly wypelnione po brzegi i az nadto. Jadly przy balustradzie basenu, jakby to znajdujacy sie tam polmrok mogl je skryc.

Podstarzaly general  w ciemnozielonym garniturze z odznaczeniami wojskowymi mial u swego ramienia mloda towarzyszke, moze jeszcze przed trzydziestka. Ten sam schemat co zawsze, niezaleznie od szerokosci geograficznej. General, lub moze wojskowy, mial niezlomny, trudny wyraz twarzy. Byla jeszcze inna rzecz na ktora zwracal swoja uwage – jego garnitur byl niestandardowo z krotkimi rekawkami, jak u T-shirta. Sprawialo to niepowtarzalnie dziwne wrazenie. Kobieta ukradkiem mi sie przygladala zastanawiajac sie zapewne ‘Z ktorej ambasady jestes?’, a ja bylam z zadnej.
Kobieta, dam glowe ze Europejka, mila, z nadwaga, na oko po czterdziestce, probowala skorzystac z przybasenowej toalety. Toaleta ja szokowala. Wezwala na pomoc swego towarzysza, mlodego czarnoskorego, mocnego, usmiechnetego chlopaka okolo trzydziestki. A wookol krazyl marokanski wscibski przyjazny fotograf dopytujac sie o co chodzi.

A zaczelo sie od wejscia. Zaczelo sie o 19:00 a ja bylam niecale 15 minut po. Policja stala przed ambasada w duzym i malym wozie. Tak dla standardu i tak dla ochrony. Brama byla otwarta. Marokanscy kierowce ambasady ustawili sie na lini, zapraszali i wskazywali droge. - Salam! Welcome!
Moja kolej. Uscisk dloni ambasadora. Operator nagrywa. – Good evening. Zona ambasadora – uscisk dloni – Thank you for coming. Fotografowie robia zdjecie, nie przerywaja. I tak przy kazdym kolejnym gosciu.
Ogrod byl wypelniony, goscie z szklankami w dloniach ustawili sie parami, kazda para ambasady rozmawiajace tylko ze soba. Wszyscy czekali. Zakaski. Soki, napoje gazowane. Nieco pozniej zaproszono do stolow, gdzie kelnerzy nakladali to co kto sobie zazyczyl. Stworzyla sie kolejka, rzeklabym dyplomatyczna, calkiem jak w barze mlecznym. Niektorzy goscie rozpoczynajac swoj przemarsz wzdluz dan, stolu i kelnerow, gotowych przy swojej potrawie i stanowisku, wypatrywali ciekawego dania, jednoczesnie juz to co na talerzu palaszujac jedna wolna reka. Druga reka unosila talerz.
Ktos za mna zaproponowal towarzyszowi – Let’s skip some. [w domysle dania]. Konsumpcja trwala. Standardowo dania miesne i ryby znikly pierwsze. Mieso kurczakow nie mialo powodzenia. Owoce rozchwytywano. Salatkami i surowkami  nikt sie nie przejmowal.
Potem zaczely tworzyc sie grupki. Wysoki biskup, ktorego purpurowe guziki czarnego stroju kojarza mi sie z Polska, stal otoczony korowodem nizszych gentelmenow. Rozmawial. Byl szczuply i wysoki.  Zapalil. Dosc szybko tez wyszedl.
Tak wygladala reception z okazji 51 rocznicy Dnia Niepodleglosci Nigerii obchodzona w Rabacie wczoraj. Nie bylo alkoholu ani wieprzowiny -niektorzy goscie to przedstawiciele muzulmanskich krajow, poza tym jestesmy w Maroku i jeszcze ambasador sam jest tez muzulmaninem.*
___________________________________
* okolo polowa mieszkancow kraju to muzulmanie, okolo 48% stanowia w Nigerii chrzescijanie

2 komentarze:

  1. A z jakiej to przyczyny i Ty się znalazłaś w tym zacnym gronie?Reprezentantka ambasady czy konsulatu? :)
    Paparazzi- oj, wielki świat Cię otacza :D
    Pozdrawiam
    Verita

    OdpowiedzUsuń
  2. Dostalam zaproszenie poprostu. Ogolnie ciekawe to bylo doswiadczenie :)

    OdpowiedzUsuń